Czy w Meksyku jest bezpiecznie?
To pytanie pada na prawie wszystkich wycieczkach, w wielu prywatnych wiadomościach i praktycznie za każdym razem, gdy rozmawiam z kimś, kto w Meksyku nie był. Obraz, jaki kreują media i Hollywood jest jednoznaczny: Meksyk to kraj, w którym szaleją narcos, obcięte głowy leżą na ulicy, a widok trupów już nikogo nie dziwi. Jak jest naprawdę? I w jaki sposób żyją tutaj ludzie na codzień?
Odpowiedź będzie niejednoznaczna, gdyż Meksyk to kraj wielu kontrastów, i nie inaczej jest w tym temacie. Tak, od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku toczy się tutaj wojna narkotykowa, która pochłonęła aż 150 tysięcy ofiar. Nie ma co się oszukiwać. Jest to konflikt niezwykle krwawy, tragiczny i nie do zatrzymania, bo wciągnięci są w niego praktycznie wszyscy, zaczynając od rządu, przez policjantów, urzędników, a na zwykłych obywatelach skończywszy. Z drugiej jednak strony można mieszkać tu, tak jak w moim przypadku, od sześciu lat, i nigdy nie być napadniętym, okradzionym, ani tym bardziej zranionym czy zabitym. A przecież nie jeżdżę z ochroniarzem, nie mieszkam w strzeżonym osiedlu, wręcz przeciwnie- dużo podróżuję sama, używam lokalnych środków transportu, chodzę na imprezy, koncerty, jednym słowem prowadzę normalne życie. Właściwie nie mieszkałabym tutaj, gdybym czuła się zagrożona, bo nie miałoby to dla mnie sensu. Jak więc to możliwe, że w kraju macho, w dodatku ogarniętym wojną, podróżująca samotnie kobieta czuje się bezpiecznie? Właśnie na tym polega ten paradoks, który spróbuję wyjaśnić zaczynając od schematu zaczerpniętego ze strony Forbes.
Grafika pokazuje, o ile zmniejszyłaby się liczba zabójstw, jeśli w Meksyku nie byłoby zorganizowanych struktur przestępczych. Okazuje się, że za wyjątkiem stanu Guerrero, zmalałaby prawie do zera!
Oczywiście jest to wizja utopijna, niemniej jednak wyraźnie widać, że za większość morderstw odpowiedzialna jest MAFIA. Kartele zajmują się głównie, chociaż nie tylko, produkcją i przemytem narkotyków do USA, bo tam jest największy rynek zbytu. Są to rozbudowane, zhierarchizowane i zorganizowane struktury przestępcze, które nie trudnią się kradzieżami czy drobnymi przestępstwami, ponieważ im się to nie opłaca. Opłaca im się handel kokainą i heroiną. I dopóki na danym terenie działa jeden kartel, który w dodatku najczęściej ma układy z władzami, wtedy jest względny spokój, ponieważ do momentu, gdy ktoś im nie wejdzie w drogę, nie mają powodu go krzywdzić. Sprawa zaczyna się komplikować, gdy na tym samym terenie zaczyna prowadzić interesy konkurencja lub kartel dzieli się na coraz mniejsze jednostki. Wtedy zaczyna się trudny, żeby nie powiedzieć niemożliwy do zatrzymania chaos, skutkujący przemocą (nawet zupełnie postronny człowiek może się znaleźć w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie) oraz rozszerzeniem działalności o porwania, wymuszenia, handel ludźmi, handel bronią. I niestety statystyki mówią same za siebie: rok 2017 bije rekordy jeśli chodzi o liczbę umyślnie spowodowanych śmierci. Międzynarodowy Instytut Badań Strategicznych (IISS) umieścił Meksyk na drugim, po Syrii, miejscu wśród najniebezpieczniejszych państw na świecie!
Paradoksalnie, jeśli chodzi o zwykle bezpieczeństwo uliczne, to na przykład w Playa del Carmen jest lepiej niż w wielu miastach europejskich, takich jak Rzym czy Barcelona, gdzie kradzieże są na porządku dziennym. Nie chodzi tylko o moje osobiste doświadczenia, bo te zawsze będą subiektywne i jednostkowe, ale mając kontakt z wieloma polskimi (i nie tylko) turystami tutaj na miejscu, nigdy nie spotkałam się z sytuacją kradzieży. A gdy pracowałam jako rezydentka w Barcelonie, zdarzało się czasem kilka przypadków dziennie. Jaki z tego wniosek? Przemoc, która w Meksyku niewątpliwie istnieje, jest spowodowana głównie działaniem karteli, a te działają, ponieważ w Meksyku są idealne do tego warunki.
Narcos
Po pierwsze, Meksyk jest krajem o wielkich kontrastach społecznych i ekonomicznych. Istnieje ogromna przepaść między sytuacją na wsi a w mieście, jeszcze większa między najzamożniejszymi a najbiedniejszymi. Dla przykładu- w Meksyku urodził się jeden z najbogatszych ludzi na świecie, zajmujący obecnie czwarte miejsce w rankingu Forbesa, Carlos Slim. Majątek tego magnata telekomunikacyjnego szacuje się na 50 miliardów USD. W tym samym kraju mieszkają ludzie, którzy na przeżycie mają 1 dolara dziennie. To problem wielu państw Ameryki Łacińskiej, tzn. garstka ludzi ma bardzo dużo, a bardzo dużo ludzi nie ma prawie nic. Brakuje silnej klasy średniej, która stabilizowałaby gospodarkę, a tym samym sytuację społeczną. Mamy więc miliony sfrustrowanych, żyjących w nędzy, bez dostępu do edukacji i pracy, ludzi. Tam, gdzie państwo jest słabe oraz istnieją takie drastyczne różnice społeczne, tworzy się miejsce na zorganizowaną przestępczość. Handel narkotykami stwarza możliwość wzbogacenia się w bardzo krótkim czasie. Żeby to sobie lepiej wyobrazić, podam kolejny przykład: w zeszłym roku tylko w stanie Quintana Roo wyprano tyle pieniędzy, ile wynosi roczny budżet Polski. Dlatego dopóki ludziom będzie się taki biznes opłacał, dopóty będzie się on kręcił. A opłaca się zarówno policjantom, urzędnikom, jak i szarym obywatelom. Oczywiście politykom również. Ale trzeba zaznaczyć, że ci ostatni stają często przed trudnym wyborem: albo będą współpracować z narcos, narażając swoją reputację, a przede wszystkim życie swoje i swojej rodziny, albo wypowiedzą im wojnę, co równoznaczne jest z wydaniem na siebie wyroku. Jest to zatem błędne koło, spirala przemocy, w którą Meksyk co raz bardziej się zapętla. Temat ten jest niezwykle złożony i wielopłaszczyznowy, i mogłabym pisać o tym jeszcze długo, jednak mój artykuł ma być o tym, jak to wygląda z perspektywy mieszkańca.
Jak to wpływa na codzienne życie w Meksyku?
Po strzelaninie, jaka miała miejsce w Playa del Carmen w styczniu tego roku, na forach internetowych zawrzało. "Czy to moment, kiedy bańka pękła i skończyło się bezpieczeństwo na Riwierze Majańskiej?"- pytało wielu Amerykanów, Kanadyjczyków i Europejczyków mieszkających w słynnym kurorcie, który do tej pory był uważany za raj na ziemi. Coś rzeczywiście się zmieniło w nas, mieszkańcach, gdy dowiedzieliśmy się o pięciu osobach zastrzelonych w popularnym klubie w centrum miasta. Jedną z ofiar był znajomy mojego kolegi...
Sytuacja na szczęście do tej pory się nie powtórzyła, a warto dodać, że Amerykanie i Kanadyjczycy mieszkają na Riwierze właśnie dlatego, że jest bezpieczniej niż u nich w ojczyźnie.
- Póki co w Playa del Carmen mieliśmy tego typu strzelaninę tylko raz, w Toronto to się zdarza co tydzień- pisze jeden z forumowiczów w fejsbukowej grupie "Locals and expats in Playa del Carmen".
- Na pewno nie wrócę do Chicago, bo najzwyczajniej w świecie boję się tam mieszkać. - odpowiada następny. - Tam jest mnóstwo gangów i przestępców! Oczywiście tutaj też są, ale póki co walczą między sobą i raczej nie stanowią zagrożenia dla zwykłego obywatela.
I rzeczywiście jest to po części prawda. Zwłaszcza, jeśli nie czytasz gazet ani nie oglądasz TV, możesz żyć tutaj wiele lat w błogiej nieświadomości i nie mieć pojęcia, że za rogiem mafia załatwia swoje porachunki. Musiałbyś mieć wyjątkowego pecha, aby akurat znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Co prawda nie jest prawdą, że to była jedyna strzelanina. Po prostu pisali o niej wszyscy, bo zginęli tam obcokrajowcy, natomiast zagraniczne media rzadko podejmują temat, jeśli ginie tylko ktoś z Meksykanów.
Riwiera Majańska w ogóle jest bardzo specyficznym regionem, gdyż tam sami narcos nie pozwolą, aby turyście coś się stało z jednego, bardzo prostego powodu- turysta to ich klient. Najwyższy wskaźnik spożycia kokainy jest właśnie w Playa del Carmen, gdzie przyjeżdżają spragnieni wrażeń i zabawy Amerykanie. Gdyby czuli się zagrożeni i przestali przyjeżdżać, narcos nie mieliby komu sprzedawać kokainy. Druga sprawa jest taka, że na Riwierze znajduje się bardzo wiele pralni brudnych pieniędzy: dyskoteki, siłownie, sklepy oraz wszelkie miejsca, gdzie płaci się gotówką i można wpuścić w obieg dochody z biznesu narkotykowego, więc region ten jest pod dodatkową "ochroną". I rzeczywiście, potwierdzają to statystyki, na przykład badania nad pokojem przeprowadzone przez Instytut Ekonomii i Pokoju:
Czy podróżowanie po Meksyku jest bezpieczne?
Odbyłam wiele podróży po Meksyku, w grupie lub całkiem sama. Zwiedziłam kurorty turystyczne, ukryte w lesie miasteczka, przemierzałam pustynię. Przez pół roku mieszkałam w jednej z największych metropolii świata. I ani razy nie znalazłam się w sytuacji zagrożenia, nie miałam nawet nigdy nieprzyjemności. Jeździłam wynajętym samochodem oraz transportem publicznym, parę razy zdarzyło mi się łapać stopa. To są moje osobiste doświadczenia. Być może znacie historie zupełnie inne- o napadach, wymuszeniach, kradzieżach. Tak, to się zdarza. To może zdarzyć się WSZĘDZIE. Raz zostałam okradziona jadąc tramwajem na Dworzec Centralny w Warszawie. Mojego znajomego napadnięto w centrum Krakowa.
Dlatego nie odradzam nikomu podróżowania po Meksyku, sama jako przewodnik przyjmuję tutaj przecież zarówno wiele grup zorganizowanych, jak i indywidualnych podróżników (kobiet i mężczyzn), czy rodzin z dziećmi. Na pewno jeśli wybierasz pobyt w strefie hotelowej, nie masz czego się obawiać. Hotele są strzeżone, monitorowane i chronione. Natomiast wybierając podróżowanie na własną rękę, warto stosować się do kilku zasad i wskazówek. Oto niektóre z nich.
1. Przygotuj się do podróży
Im więcej wiesz o danej destynacji, tym lepiej. Których dzielnic unikać, jakie są lokalne zwyczaje? Którymi taksówkami lepiej się nie poruszać? Chodzi również o szersze zrozumienie obecnej sytuacji społeczno-politycznej w kraju. Przykład: znajomi pojechali wynajętym samochodem do Chiapas, nagle natrafili na blokadę drogi. To częsta metoda demonstracji w tym regionie. Nie mając pojęcia, jakie są przyczyny i możliwe konsekwencje takiej blokady, znajomi zaczęli się niecierpliwić i weszli z manifestującymi Indianami w dyskusję, która prawie skończyła się bójką. Nie znali dobrze hiszpańskiego, nie znali lokalnych realiów, i nie wiedzieli, jak mają się w takiej sytuacji zachować. Zareagowali impulsywnie, i na szczęście nic im się nie stało, ale mogło. Kilkakrotnie podczas podróży trafiałam na blokady dróg, w tym raz, gdy jechałam z grupą 35 osób na lotnisko. Stres, jak można się domyślić, był spory, bo o mały włos grupa spóźniłaby się na samolot. Przeważnie blokady są organizowane przez strajkujących nauczycieli lub żądających swoich praw Indian. Zawsze bardzo spokojnie, wyrażając swoje poparcie i zrozumienie dla przyczyny blokady (zresztą przeważnie zgadzałam się z poglądami manifestujących) tłumaczyłam, jaka jest moja sytuacja i że utrata 35 biletów do Polski nie pomoże nikomu. Czasem to trochę trwało, ale za każdym razem się udawało. Albo zostawaliśmy przepuszczeni, albo ktoś pomógł nam zorganizować transport zastępczy.
2. Zasada ograniczonego zaufania
Meksykanie są przesympatycznym narodem. Na swojej drodze spotkałam wielu pomocnych, otwartych ludzi, mam tu serdecznych przyjaciół. Jednak ostrożności nigdy za wiele. Przede wszystkim staram się ufać swojej intuicji. Jeśli widzę ciemny zaułek i coś mi podpowiada, aby nadłożyć drogi i przejść oświetloną aleją, bez wahania tak robię. Jeśli ktoś, mimo że wydaje się miły, wzbudza mój niepokój, nie rozmawiam z nim. Nie czuję się niezniszczalna, i nie chcę kusić losu. Rezerwuję nocleg wcześniej, jeśli wiem, że na miejsce dotrę po zmroku. W Mieście Meksyk nie noszę srebrnej biżuterii, bo wiem, że zdarzają się kradzieże, zwłaszcza w centrum historycznym. Nie pokazuję, że mam drogi aparat czy najnowszego iphone'a w miejscach, gdzie istnieje zwiększone ryzyko kradzieży.
3. Pieniądze
Zawsze podróżuję z kartą debetową oraz gotówką, którą staram się chować w miejscu niedostępnym dla kieszonkowców. Na koncie, z którego wypłacam środki, nie trzymam wszystkich pieniędzy, tylko co jakiś czas robię przelew z innego konta, aby w razie kradzieży nie stracić dużej sumy. Obecnie można za wiele rzeczy zapłacić przez Internet, na przykład za noclegi lub transport, więc staram się tak robić, gdy siedzę bezpiecznie w domu, a nie pokazywać, ile mam gotówki, płacąc przy kasie. Warto też ustawić limity wypłat z bankomatu, aby w razie napadu nie można było wyczyścić konta.
4. Niebezpieczne regiony
Są takie trasy, gdzie do napadów dochodzi częściej, na przykład między Palenque a San Cristobal. Kiedyś, gdy jechałam właśnie tamtędy z Playa del Carmen, kierowca powiedział przez mikrofon: "Drodzy Państwo, właśnie wjeżdżamy na odcinek 15 km, na którym istnieje większe ryzyko napadów. Proszę schować swoje cenne rzeczy osobiste. Życzę przyjemniej podróży". Po tym dwuznacznym, dziwnym komunikacie unikam podróżowania tamtędy po zmroku. Staram się unikać jazdy po ciemnu jeszcze z tego powodu, że złodzieje często podróżują nocnymi autobusami i wykorzystują uśpienie i brak czujności pasażerów.
Według statystyk, w tym roku stanem z największą liczbą zabójstw jest Guanajuato (999), po nim Meksyk (869) oraz Michoacan (700). Na kolejnych miejscach znajduje się Veracruz (698), Guerrero (685), Jalisco (619), Sinaloa i Chihuahua (566 każdy z nich), Baja California (529) oraz Miasto Meksyk (482). Jeśli weźmiemy pod uwagę porwania, na pierwszym miejscu jest stan Tamaulipas.
Poniżej znajduje się grafika pokazująca najlepsze i najgorsze miejsca do życia w Meksyku, biorąc pod uwagę bezpieczeństwo, jakość życia, ofertę kulturalną, czystość powietrza i zadowolenie mieszkańców wśród innych czynników.
5. Komunikacja
Staram się na bieżąco informować rodzinę i przyjaciół, gdzie jestem i dokąd się wybieram. Prawie wszędzie, tzn. w hotelach, hostelach, restauracjach jest dostępne wifi. Poza tym można wykupić kartę prepaid, która za 200 peso oferuje nielimitowane rozmowy, smsy oraz kilka GB Internetu przez 30 dni. Takie informowanie ma jeszcze jedną zaletę- często okazuje się, że ktoś ze znajomych akurat jest lub będzie w tym samym miejscu, i wtedy można podróżować wspólnie lub przynajmniej zaczerpnąć informacji. W dobie nowoczesnej technologii istnieją również aplikacje, przez które można zamówić na przykład taksówkę. Czekając na Ubera, warto podać komuś rejestrację i dane nadjeżdżającego kierowcy, na wszelki wypadek.
MÓJ MEKSYK
A po tych wszystkich statystykach, danych i ostrzeżeniach... chciałabym się podzielić kilka krótkimi historyjkami pokazującymi, dlaczego ja tak ten Meksyk, mimo wszystko, kocham.
I
Jest środek lata, a ja chora na salmonellę. Ostatkiem sił idę do lekarza, badanie, diagnoza, recepta, leki. Dieta. Więc doczłapuję jeszcze do sklepu, kupuję tonę warzyw, aby je sobie gotować przez najbliższe dni, i przede wszystkim nie musieć wychodzić z domu po zakupy. Kiedy chcę wstawić włoszczyznę, okazuje się, że właśnie w tej chwili skończył się gaz. Zgodnie z prawem Murphy'ego, jeśli coś może pójść nie tak, to na pewno pójdzie. I gaz kończy się akurat w piątek, czyli aby zamówić następną butlę (w Meksyku zamawia się butle z gazem), trzeba czekać do poniedziałku. Tragedia. Warzywa się zmarnują, a ja będę głodna przez parę dni. Piszę wiadomość do właściciela mieszkania, aby zamówił tę nieszczęsną butlę, a on, słysząc moje narzekania na meksykański system dostarczania gazu, bez zastanowienia oferuje pomoc- przecież u siebie ma działający gaz, więc może zabrać moje warzywa, i przywieźć mi je z powrotem już ugotowane. Nie mam czasu powiedzieć nawet: "Ależ nie, nie trzeba, to za duży kłopot", bo warzywa już są u mnie w garnku gotowe do zjedzenia.
II
Często wieczorem biegam na stadionie, a na stadion dojeżdżam rowerem. Raz tak niefortunnie przypinam rower do płotu, że kluczyki spadają mi w krzaki i nijak nie mogę ich wyciągnąć. Ale nie mija nawet moment, a pierwszy przechodzień interesuje się, czemu staram się zanurkować w krzaki, i od razu oferuje pomoc. Po bohaterskiej akcji, z niewielkimi zadrapaniami od krzaków, wynurza się, trzymając w ręku klucze. W Meksyku o pomoc często nie musisz nawet prosić, ona jest rzeczą oczywistą i naturalną.
III
Był taki moment, kiedy musiałam się wyprowadzić z domu, ale w wyniku pewnego zamieszania nie miałam za bardzo gdzie się podziać. Napisałam do kolegi, czy nie zna kogoś, kto wynajmuje jakieś lokum. Kolega po pierwsze ucieszył się, że właśnie do niego zwracam się z prośbą o pomoc (nie odebrał tego jak zawracanie głowy), po drugie zaoferował mi mieszkanie u niego, za darmo, bo on i tak przeprowadza się do Kolumbii i jego mieszkanie zostaje puste. To był pierwsza i jedyna wiadomość, jaką wtedy napisałam, szukając dachu nad głową.
Tych historii jest o wiele więcej. Czasem są to drobne gesty, a niekiedy wielkie przysługi. Ale wiem jedno- jako obcokrajowiec zostałam przyjęta w Meksyku bardzo ciepło i serdecznie.
Do poczytania/ obejrzenia:
- "Zero zero zero. Jak kokaina rządzi światem" Roberto Saviano
- "Żywi czy martwi? Porwania ludzi w Meksyku jako narzędzie terroru" Federico Mastrogiovanni
- "W krainie karteli" (2015) reż. Matthew Heineman
-"Hecho en Mexico" (2012) reż. Duncan Bridgeman