Polska premiera filmu COCO
Już 24 listopada będzie miała miejsce polska premiera filmu COCO. To niezwykła opowieść o znaczeniu meksykańskiego Święta Zmarłych, którą polecam absolutnie wszystkim, najmłodszym i tym całkiem starszym. W mgnieniu oka stał się kasowym sukcesem i nawet kandydatem do Oscara. O najgłośniejszej produkcji ostatnich miesięcy i ciekawostkach z nią związanych, a także o kontrowersjach wokół filmu (czyli jak Disney chciał zarejestrować markę o nazwie Dzień Zmarłych) piszę w poniżej. Zapraszam do lektury i na film koniecznie! (tylko weźcie spory zapas chusteczek :-)
Film COCO, którego reżyserem jest Lee Unkrich (znany na przykład z takiej produkcji jak Toy Story 3) wyprodukowany przez PIXAR i dystrybuowany przez Disneya już w pierwszym tygodniu pobił wszelkie rekordy oglądalności w Meksyku. Do tej pory film został obejrzany ok. 16 milionów razy, czyli najwięcej w historii meksykańskiej kinematografii. Co sprawiło, że stał się takim sukcesem? Otóż w filmie znajdziecie esencję meksykańskiej tożsamości i tradycji zarówno pod kątem muzycznym, wizualnym, jak i tematycznym.
Akcja rozgrywa się w najbardziej magicznym okresie w Meksyku, czyli w czasie Święta Zmarłych. Mieszkańcy ozdabiają groby swoich bliskich kwiatami, a w domach budują dla nich ołtarze…Fabuła opiera się na historii 12-letniego chłopca, Miguela, który bardzo pragnie być muzykiem, ale najbliżsi, zwłaszcza dominująca babcia, całkowicie się temu sprzeciwiają i nalegają, aby kontynuował rodzinną tradycję, zostając szewcem. Miguel postanawia wziąć udział w konkursie talentów, jednak babcia w złości łamie mu gitarę na oczach wszystkich. Biedny Miguel idzie więc na grób swojego muzycznego idola, Ernesta de la Cruz, aby „pożyczyć” zawieszony nad jego nagrobkiem instrument i wbrew rodzinie wziąć udział w konkursie. Wtedy przenosi się do krainy zmarłych, gdzie czekają go liczne przygody, odkrywanie rodzinnych sekretów i podróż po zaświatach. Nie będę opisywać dalszych szczegółów, aby nie zepsuć niespodzianek, ale zapewniam, że akcja filmu jest bardzo wartka i pełna zwrotów, a widz od pierwszej sekundy przenosi się do magicznej krainy i z zapartym tchem śledzi losy bohaterów. Co w filmie mnie urzekło?
PRZESŁANIE
COCO pokazuje, jaki jest prawdziwy sens meksykańskiego Dnia Zmarłych. To nie żaden kult śmierci, ani Halloween, to po prostu podtrzymywanie pamięci o tych, którzy już odeszli. Meksykańskie Zaduszki to święto miłości, bliskości oraz rodzinnych więzi i o tym jest ta produkcja. A że wszystko doprawione jest meksykańską muzyką, bajkową scenerią i meksykańskimi symbolami, film ogląda się z zapartym tchem i oczami pełnymi łez.
SCENERIA
Jako inspiracja do filmu zostały wykorzystane meksykańskie miasta i miasteczka. W jednej z pierwszych scen z zaświatów zobaczymy domki wyglądające jak górnicze (i malownicze) Guanajuato, a cmentarz wystrojony pomarańczowymi aksamitkami do złudzenia przypomina Tzintzuntzan w stanie Michoacan lub wiele miejscowości w stanie Oaxaca. Terminal pokazany w filmie inspirowany był budynkiem poczty w centrum historycznym w Mieście Meksyk, również pociągi jeżdżące po Krainie Zmarłych wyglądają identycznie jak dawna kolej w stolicy. Pierwowzorem miejscowości Santa Cecilia, w której rozgrywa się akcja „Coco”, jest Santa Fe de la Laguna, również z Michoacán. Film naładowany jest meksykańskimi symbolami- po Krainie Zmarłych spacerują „alebrijes”, bajeczne kolorowe stwory, które na codzień w Meksyku można kupić w formie rękodzieła na straganach w Oaxace. Jednym z bohaterów jest pies rasy xoloitzcuintle, która istniała w Meksyku przed przybyciem Hiszpanów, a w dawnych wierzeniach pojawia się jako ten, który towarzyszył duszom zmarłych w przeprawie na drugą stronę, do Krainy Zmarłych.
DŹWIĘK
Jeśli rozumiesz hiszpański, to warto obejrzeć ten film z meksykańskim dubbingiem. A podkłada go nie byle kto, bo w rolę tytułowej bohaterki wcieliła się meksykańska pisarka polskiego pochodzenia Elena Poniatowska, zaś Hectorowi użyczył głosu słynny Gael García Bernal. Bohaterowie mówią często z lokalnym akcentem, a ich dialogi wypełnione są typowym meksykańskim poczuciem humoru. Całość dopełniają śpiewane przez różne postaci znane piosenki- usłyszymy zatem piękne wykonanie "La Llorona", "Bésame mucho" oraz "Recuérdame".
ALE
Film stał się w mgnieniu oka sukcesem kasowym, ale wzbudził też wiele kontrowersji. Wiele osób krytykowało skomercjalizowanie tematu Święta Zmarłych oraz wykorzystanie meksykańskiej tradycji do nabicia kasy amerykańskiej wytwórni. Krytyka jest całkiem słuszna, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że wytwórnia filmowa Disneya wpadła na pomysł zarejestrowania marki o nazwie "Święto Zmarłych", a dokładnie "Disney Pixar Dia de los Muertos". Jak można się domyślać, pomysł wywołał wiele kontrowersji. Mimo że nie można zarejestrować praw do samej uroczystości, zwłaszcza w przypadku tradycji wpisanej na listę niematerialnego dziedzictwa ludzkości, to celem Disneya było po prostu zarejestrowanie marki święta, aby móc ją sprzedawać jako produkt. Na szczęście firma szybko wycofała się z tej decyzji, zmieniając również pierwotny tytuł filmu z "Dzień Zmarłych" na "Coco".
W każdym razie ja obejrzałam film z wielką przyjemnością, powiem więcej- dawno nie wypłakałam tyle łez i nie zużyłam tylu chusteczek w kinie. "Coco" jest po prostu magiczny i zabiera nas w inny świat. Świat tak bajkowy i zaskakujący jak sam Meksyk, więc jeśli ktoś chciałby zrozumieć, czemu tyle osób kocha tej kraj, to koniecznie musi obejrzeć "Coco".